Leczymy z Misją – optometrysta w Afryce

Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Wyślij emailem
Wydrukuj

Autor tekstu: Natalia Kosmowska

 

Kenia-pierwsza myśl

Większości z nas kojarzy się z suchym klimatem, dzikimi zwierzętami i krajobrazami rodem z Króla Lwa, bajki którą uwielbiały wszystkie urodzone w latach dziewięćdziesiątych dzieci. Podziwiając przygody dzielnego Simby niejednemu z nas zakiełkowała wtedy myśl, by tak jak on w palącym słońcu przebiec się gorącą afrykańską sawanną.

Skojarzenie jest jak najbardziej słuszne, bowiem bajka wzorowana była właśnie na obszarze, który ekipa optometryczna Leczymy z Misją wybrała jako cel swojej działalności. Jednak to nie jedyne słuszne skojarzenie. Jeśli pomyśleliście najpierw o Białej Masajce, to też macie rację. Ona jednak mieszkała w Barsaloi, od której nasza Wamba oddalona jest o 80 km. Obie miejscowości łączy to, że znajdują się w tej samej prowincji – tajemniczym Samburu.

Wambę zamieszkuje ok. 4 tysiące ludzi. Krajobraz jest dosyć surowy, a zewsząd dochodzą odgłosy wszędobylskich zwierząt – kóz, osłów, małp czy owiec. Centrum miejscowości stanowi przykościelny szpital oraz ulica, przy której można kupić podstawowe rzeczy, takie jak owoce, cukier czy ryż. Właśnie w tym szpitalu ekipa Leczymy z misją odbyła swój wolontariat.

Ku naszemu zdziwieniu, podczas pierwszych odwiedzin gabinetu okulistycznego zauważyliśmy, że jest on w pełni wyposażony. Naszym oczom ukazały się foropter, kasety okulistyczne, lampa szczelinowa, a nawet autorefraktometr (niestety niedziałający). Wszystkie sprzęty zadbane, okryte szytymi na miarę materiałami, tak aby nie uległy zniszczeniu.

20170717_122815

Pewnie pomyśleliście – dlaczego gabinet stoi nieużywany? Przecież mają sprzęt!

Otóż to. W szpitalu, który posiada 200 łóżek, pracuje na stałe tylko JEDEN lekarz -chirurg. Reszta personelu to pielęgniarki i felczerzy. Drastycznie brakuje wykwalifikowanego personelu…

Raz na jakiś czas przyjeżdżają zagraniczni specjaliści, jednak to nie rozwiązuje problemów szpitala. Nie chodzi przecież o to, żeby jechać, zrobić „chwilową wioskę cudów” i wyjechać. Kluczem do mądrej pomocy jest działanie długofalowe, które będzie procentować długo po naszym powrocie do Polski.

20170720_154213

Podczas naszego pobytu w Wambie nasz zespół przebadał ok. 400 pacjentów i rozdysponował kilogramy przywiezionych z Polski okularów i leków okulistycznych (towarzyszył nam lekarz okulista). Ponadto przeszkoliliśmy lokalną pielęgniarkę w zakresie doboru okularów i obsługi lampy szczelinowej – mimo że miała dość sporą wiedzę okulistyczną, brakowało jej pewności siebie w obsłudze profesjonalnego sprzętu. Zapotrzebowanie na pomoce wzrokowe jest ogromne. Lokalna ludność podejmowała nawet kilkugodzinną pieszą wędrówkę aby dostać się do nas na wizytę.

BVQV8349

WQYM7369

Niejeden zapyta: Dlaczego zajmujecie się okularami, czyli czymś relatywnie zaawansowanym technicznie w kraju, w którym krowy chodzą wolno po ulicy, a ludzie umierają z głodu i pragnienia?

zdj2

zdjcie 1

20170706_125127

pieniazek samburu

Wielu ludzi w krajach cywilizacji zachodniej nie zdaje sobie sprawy jak duże znaczenie w życiu człowieka ma dobra jakość widzenia i zdrowie oczu. Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie pozwolę sobie przytoczyć historię jednego z naszych pacjentów.

Szesnastoletni Stephen zgłosił się na wizytę, skierowany do nas przez nauczycieli ze swojej szkoły, którzy skarżyli się  na słabe wyniki w nauce swojego podopiecznego. Ich podejrzenie padło na możliwe kłopoty ze wzrokiem chłopca, który nigdy nie miał okazji odwiedzić profesjonalnego gabinetu. W czasie badania okazało się, że Stephen nie odróżnia literek na tablicy z optotypami. Ba! On nawet nie dostrzegał samej tablicy! Po skiaskopii okazało się, że jego wada sięga powyżej -10 dioptrii! Udało nam się dobrać okulary, a widzenie Stephena polepszyło się o dobrych kilka rzędów. Była to dla niego kolosalna zmiana, związana nie tylko z widzeniem. Z nieśmiałego, niechętnego do rozmowy nastolatka zmienił się w żywego młodego chłopaka, który jeszcze trzykrotnie wracał do naszego gabinetu, aby powiedzieć „asante sana!” (czyli „dziękuję bardzo!” w języku suahili).

Zdajemy sobie sprawę, że pomagając jednostce nie zbawimy całego świata. Jednak świadomość, że dzięki naszej pomocy ktoś poprawi się w nauce, a w konsekwencji zdobędzie lepsze wykształcenie i w przyszłości bardziej lukratywną pracę, jest dla nas radością nie do opisania. Jest to dla nas sukces nie tylko zawodowy. Gdzieś w głębi nas pozostanie ślad mówiący – udało się zmienić czyjeś życie na lepsze, a praca, którą wykonaliśmy ma sens.

20170709_112311(0) nana (1)

20170713_114740

Powrót

W 2018 roku, znając potrzeby i braki kenijskich szpitali postanowiliśmy wybrać się tam po raz kolejny. Udało nam się dostarczyć sprawny autorefraktometr oraz kilogramy okularów, które zasilą miejscową przychodnię.

Nasz cel pozostaje taki sam. Dalsza, gruntowna edukacja miejscowego personelu tak, aby gabinet mógł sprawnie funkcjonować nawet po naszym powrocie do Polski.

Problem też jest taki sam. Aby nasz projekt po raz kolejny odniósł sukces potrzebujemy ogromnego wsparcia szczególnie finansowego. Tylko i wyłącznie dzięki ofiarności innych ludzi udaje nam się osiągać założone cele.

Chcesz nam pomóc? Odwiedź naszą stronę internetową https://leczymyzmisja.pl/ i dowiedz się jak to zrobić!

leczymy z misjo

Leczymy z Misją to niezależne stowarzyszenie studenckie, wywodzące się z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. W tym roku odbywa się już czwarta edycja projektu, który składa się z 14 mniejszych podprojektów, w tym optometrycznego. Do tej pory udało nam się wysłać do Afryki ponad 15 ton ofiarowanego przez darczyńców sprzętu medycznego i ponad 50 wolontariuszy.

 

 


Tekst, który opublikowałam na blogu w zeszłym roku, kiedy prosiłam Was o wsparcie inicjatywy…

http://www.dbajowzrok.pl/2017/06/25/leczymy-z-misja-kolejny-wyjazd-do-kenii/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *